Całe opowiadanie jest dedykowane Iśce.
Dziękuję, kochana, za wszystko :)

Jeszcze się nie połapali

   Zmierzam w stronę spalskiego ośrodka. Stukot moich obcasów rozlega się wokół. Spakowaną walizkę wlokę za sobą. Melduję się i zabieram klucz od pokoju. Przebieram buty i idę na trening. Zabieram ze sobą teczkę z dokumentami. Rozgrzewają się. Uderzenia piłek o parkiet są bardzo wyraźne. Podchodzę do Anastasiego.
 - Dzień dobry. Nazywam się Jagoda Stankiewicz. Miałam pracować jako asystentka pana medyka - uśmiecham się.
 - A tak, przypominam sobie. To twoje CV Piter nosił za mną trzy tygodnie, tak? - no, tutaj to mnie zbija z tropu. Aż tyle?
 - Tak, prawdopodobnie tak.
 - A więc, pani Jagodo, niech pani usiądzie.
 - Jeszcze jedna rzecz - mówię spokojnie. - Proszę nie mówić do mnie Jagoda. Jestem Jaga.

   Trener uśmiecha się. Zaczynam go lubić. A chłopaki? Jeszcze się nie połapali. Szczerze? Mam nadzieję, że tego nie zrobią. Siadam na ławce i patrzę. Mój pierwszy trening z drużyną to stałe obserwacje. Zauważam Pita i uśmiecham się do niego dziękczynnie. I w tym momencie On się odwraca. Jego oczy napotykają moje spojrzenie. Znów tonę w tych błękitnych tęczówkach. Jednak szybko  się otrząsam i odwracam wzrok. Patrzy na mnie. Czuję to. On nie wie. Do dzisiaj nie wie o tym, co do niego czuję. Sądzę, że tak będzie najlepiej.

   Schodzą na chwilę, by odpocząć. Wstaję i kieruję się w przeciwną stronę niż oni. Nie chcę. Nie teraz. Nie jestem gotowa. Mam nadzieję, że mnie nie poznają. Niestety, moje marzenia się rozwiewają w momencie, gdy Anastasi skrzykuje chłopaków i mówi:
 - Dobra. A teraz, poznajcie asystentkę Olka - Jagodę Stankiewicz. Od dzisiaj ona również będzie dbała o wasze zdrowie.

   Niedowierzanie. Oto pierwsze, co maluje się na twarzach tych, z którymi już pracowałam. Ziomek, Igła, Cinek, Bartek. I inni. Uśmiecham się nieśmiało i mówię:
 - Cześć, mówcie do mnie Jaga i wszyscy będą zadowoleni.

   Patrzę na nich. Iskierki z oczu Igły nie znikły. Wręcz przeciwnie - są jeszcze bardziej widoczne. A w oczach Winiara ciągle nie tonę. Szczerze, to ja nie wiem, co fanki w nich widzą. Dla mnie są to po prostu najzwyklejsze niebieskie tęczówki. Często było to powodem mini - kłótni pomiędzy nami.

   W zamyśleniu siadam na ławce i patrzę, jak dokańczają się męczyć z piłkami. To już praktycznie koniec dzisiejszego treningu. Zabieram teczkę i, pożegnawszy się, kieruję kroki do swojego pokoju. Po drodze słyszę, jak ktoś mnie woła.
 - Jadźka! - odwracam się. Igła.
 - Cześć, Krzysiu - wbijam wzrok w podłogę, próbując powstrzymać drżenie głosu.
 - Czy ty czasem nie chciałabyś mi czegoś powiedzieć? - zmusza mnie, bym spojrzała na niego, trzymając moją brodę w dwóch palcach.
 - Witajcie znów - uśmiecham się słabo, po czym go przytulam.

   Zaskoczony, odwzajemnia gest.
 - Jak mogłaś nas tak zostawić? - pyta, odsuwając mnie od siebie.
 - Musiałam - odwracam wzrok. - Po prostu musiałam.
 - Obiecaj, że więcej już tego nie zrobisz...
 - Nie wiem, Igła. Spróbuję.

     Odwracam się, by pójść do pokoju. Wpadam na kogoś. Podnoszę wzrok i ze zdumieniem stwierdzam, że to Bartek. Serce zaczyna mi szybciej bić.
 - Jaga, cześć - uśmiecha się, przytulając mnie.
 - Hej, Bartek. Jak u ciebie?
 - U mnie spoko. Opowiadaj, co u ciebie - patrzę na Igłę, który rzuca mi wymowne spojrzenie. Nie ogarniam, o co mu chodzi.
 - Ujdzie w tłumie. Bywało gorzej.

   Masz, Gośka ;)

1 komentarz:

  1. No i nadal nie wiem dlaczego "musiała" ich zostawić. Liczę na to, że wraz z rozwojem akcji się dowiem :)

    OdpowiedzUsuń