Całe opowiadanie jest dedykowane Iśce.
Dziękuję, kochana, za wszystko :)

Z jak bardzo samego rana?



         Niedługo wylatujemy do Sofii. Iza razem z nami, jako moja asystentka. Czysto teoretycznie oczywiście. W praktyce leci z nami z dwóch powodów. Pierwszym jest to, że chce pobyć z Piotrkiem, a drugim to, że chce pobyć ze mną. Przecież dawno nie odwaliłyśmy jakiegoś numeru, także trzeba to nadrobić. Chłopaki dostali wolne, siedzą w domach. Chociaż wątpię, że te dwa dni z rodzinami można nazwać wolnym. Dlatego szczerze nienawidzę sezonu reprezentacyjnego. Nie często jest się w domu.

       Słońce dzisiaj przygrzewa. Z tego tytułu wybieram się na krótki spacer. Niestety, nie jest dane mi się tym długo cieszyć, gdyż dzwoni mój służbowy telefon, a co za tym idzie - Andrea. Przestawiam więc umysł na język angielski i niechętnie odbieram.
  - Słucham.
  - Jagoda, przepraszam, że zakłócam czas wolny, ale niestety nastąpiła zmiana planów. Wylatujemy jutro z samego rana.
  - Z jak bardzo samego rana?
  - O szóstej mamy być na lotnisku.
  - Dobra, będę.

      No nie no. Masakra. Ale jak mus to mus.
~*~

            Budzę się rano, tfu jakie rano?! Toż to noc, o godzinie 3.55. Zwlekam się z łóżka, robię kawę i próbuję doprowadzić się do jako takiego ładu. Oczywiście, nie wychodzi mi to tak, jakby się chciało i o godzinie 4.30 wyruszam na lotnisko wraz z siatkarzami. Na podbój Sofii oczywiście.

             Lotnisko o tej porze jest dość opustoszałe, nie licząc grupki turystów z krajów Azjatyckich i dwójki sprzątających. Chłopaki są zbyt zmęczeni, by doprowadzać do szału mnie czy trenerów. Winiarski i Bartman rozłożyli się na siedzeniach, łapiąc krótkie chwile słodkiej drzemki. Krzysiek nagrywa, a co innego on może robić, jasne. Bartek czyta jakiegoś szmatławca. Sam Andrea konwersuje przez telefon, jak sądzę z żoną. Wynikałoby to z użycia języka włoskiego.

             Iza śpi, przytulona do Nowakowskiego, który próbuje nie podążyć za ukochaną w objęcia Morfeusza. Założył się ze mną, że nie będzie spał, dopóki nie wylądujemy. Tak, już to widzę, jak on bardzo nie idzie spać. Co z tego, że jego głowa już powoli opada. To szczegół. On wytrzyma. Obstawiam góra dwadzieścia minut.

             Michał Kubiak i jego imiennik Ruciak próbują za to wyprowadzić z równowagi Pawła Zagumnego. Jakim sposobem? Proste. Śpiewają mu nad uszami „jedzie Arab jedzie”. Jeśli przeżyję tę podróż nic mnie już nie zdziwi. Na serio. Chyba, że oni się uspokoją. To będzie bardzo bardzo dziwne.

Reaktywacja. Rok mnie tu nie było? Zleciało O.o
To tak: kto chce poznawać dalsze losy ----> zakładka informowani
Pozdrawiam :* 

3 komentarze:

  1. Jejku, jak ja się cieszę, że tu wróciłaś! :)
    Znam ten ból wczesnego wstawania, podczas wyjazdów na mecze miałam to samo. Ale po czasie idzie się przyzwyczaić, jeśli ktoś wstaje tak notorycznie, np. ja w czasie sesji. :P
    A teraz mi będzie bezustannie chodziło po głowie "jedzie Arab jedzie". :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyśś, ja Cię bardzo przepraszam, miałam już dawno skomentować, ale mój kochany net zrobił mi psikusa. Miałam coś napisać zaraz jak wróci, ale zapomniałam :c
    A więc tak, kolejna świetna część! Kocham to opowiadanie ;)
    Wczesne wstawanie - najgorsze, co może być.
    A teraz non stop podśpiewuję "Jedzie Arab jedzie" XD
    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyyyyyyśka jedynie to dzisiaj dobre:) wiesz że kochałam to opowiadanie, nawet wtedy gdy nie miałam konta :P
    Ja chcę więcej Bartka i Jagi :) i odpałów Igły :)

    OdpowiedzUsuń